jakoś nie mam weny do pisania... to przez zmęczenie po baaardzo pracowitym weekendzie. przed chwilą wróciliśmy z domku - padam na twarz ale szybko zrobię wpis bo później się nie połapię. ale po kolei.
CZWARTEK: podpisałam umowę z zakładem energetycznym. taryfa jaką mamy to G12. około godziny 12 na działkę przyjechali panowe ZUK-u na odbiór przyłącza. wszystko poszło szybko i sprawnie. mamy już wodę i możemy jej używać. w poniedziałek lub wtorek pojadę podpisać z nimi umowę. W KOŃCU!!
PIĄTEK: rano przyjechał do nas pan z zakładu energetycznego - założył licznik weekendowy. teraz pozostaje tylko korzystać i płacić :) w południe dojechała do nas naczepa kamienia. wysypaliśmy go przed domem i rozrównaliśmy ładowarką. teraz przynajmniej błoto nie będzie się wnosić do środka. niestety po kopaniu pod przyłącze wody i prądu mieliśmy go duużo. mzostał wyrównany też teren z tyłu domu. po wkopywaniu szamba mieliśmy góry i doliny. pan koparkowy niestety się nie popisał i trzeba było po nim poprawiać. po odprowadzeniu koparki przyjechała wywrotka i mogliśmy pozbyć się śmieci (płyt, styropianów, stelaży, kawałków płytek etc) zalegających w garażu. mamy już prąd w każdym pomieszczeniu - choć jeszcze wiele pozostało do zrobienia - połączenia. przykręciliśmy kilka włączników i gniazdek. zrobiłam też prowizoryczny taras z palet oraz schodek przed wejściem do domu - również z palety.
SOBOTA: rano - kierunek domek. zamontowanaliśmy baterię pod prysznicem i przy umywalce - HANSGROHE zwykłe, proste w dobrej cenie kupione na allegro (pokażę je w oddzielnym wpisie dotyczącym łazienki). przyjechali też płytkarze do porawki sylikonu przy grzejniku kanałowym. coś źle zrobili że wcisnęło nam ranty koryta do środka i nie mogliśmy zamontować "rusztu", poprawili i jest ok. ogólnie cały dzien minął na łączeniu kabelków, przykręcaniu włączników i gniazdek oraz przeciąganiu kabli (antenowego i do kamer) przez peszle. matko, jak nas palce bolą - niestety w kilku peszlach kable się zaklinowały. namęczyliśmy się strasznie ale udało się wszystko przeciągnąć.
DZIŚ: po wizycie w marketach celem wybrania desek na podłogę w sypialni i gabinecie (oczywiście wybrać się nie udało :)) niedzielę również wykorzystaliśmy na prace w domku. standardowo: kabelków ciąg dlaszy + podłaczenie kina domowego, przykręcenie głośników w salonie i telewizora w sypialni. posprzątałam też pokoje na dole, łazienkę i salon. mieliśmy też niespodziankę. mianowicie odwiedziła nas moja mama i dziadkowie. wyoglądali domek, wypiliśmy herbatkę po turecku, posiedzieli pogadali i do domu pojechali :) a my bzziuuu do pracy. strasznie dużo czasu schodzi przy takich dłubaninach. nic nie widać a godziny pędzą jak szalone. na sam koniec odpoczęliśmy na materacu przed kominkiem. nie chciało nam się w ogóle wracać do obecnego domu :)
to tyle naszej weekendowej walki :) miało być krótko, wyszło jak zawsze :)